poniedziałek, 21 marca 2016

Profesjonalizm - ciemna strona mocy?

Rękodzieło a ekonomia, cz I.

Często ostatnio widzę ludzi, którzy wierzą, że rękodzieło pozwoli im się dorobić i z samą pasją, bez przemyślanego planu decydują się na rozpoczęcie działalności gospodarczej. Profesjonalizm brzmi dumnie, ale to też znacznie więcej niż prestiż. Dziś więc garść przemyśleń ekonomistki.

Profesjonalista to ktoś, kto robi swoje świetnie, zarabia na tym na życie i korzysta (choć nie musi) z „profesjonalnych” przyborów, które mu to ułatwiają. Do tego obowiązują wyższe standardy - surowsze wymogi prawa autorskiego i bezlitosny rachunek ekonomiczny. Często bowiem, gdy trzeba zacząć liczyć kończą się sentymenty.

Rachunek ekonomiczny czyli ciemna strona mocy
Kiedy hobby staje się źródłem utrzymania (choćby częściowo), zaczyna się konieczność brania pod uwagę każdego nakładu – czy to czasu, czy materiału – włożonego w „produkt”. Ile kosztują materiały, narzędzia, opakowania - wszyscy wiemy. Robociznę można wyceniać godzinowo. Minimalna legalna stawka to w tym roku 12 zł za godzinę. Nic mniej nie powinno wchodzić w grę. O wycenianiu pracy zresztą pewnie jeszcze napiszę. Teraz chciałabym ograniczyć się do stwierdzenia, że czas to najdroższy element rękodzieła. Żeby wyżyć trzeba się uczciwie cenić.

Jest też druga strona medalu. To co zachwyca i to co się sprzeda, to dwie zupełnie różne sprawy. Kiedy zostajesz profesjonalistą, rynek staje się bogiem. Każdy ma oczywiście pewne swoje zasady i założenia np. „Nie lepić minionków. Nigdy.”, ale pomijając je, to rynek dyktuje, co przyniesie zysk. A cena może być tylko tak wysoka, jak będą to skłonni zaakceptować odbiorcy. Podaż musi się spotkać z popytem. Jeśli nie znajdzie się na to sposobu, biznes nie wypali.

Na szczęście można tu sobie pomóc.

O marketingu słów kilka
ABC marketingu zaczyna się od 4P: „product, price, place, promotion” czyli: produkt, cena, miejsce i promocja. Nawet bez wchodzenia w szczegóły widać, o ilu sprawach trzeba pomyśleć. By zarabiać trzeba najpierw znać swój produkt i jego cechy. Wiedzieć co to jest, dla kogo i na jakie odpowiada potrzeby. Miejsce to wszystko to, co wiąże się z docieraniem do klienta. Trzeba wiedzieć, gdzie sprzedawać, żeby trafić do swojego odbiorcę. Promocja pozwala klientowi dowiedzieć się o naszym istnieniu. A jak to wszystko wiemy, czas znów wrócić do ceny.

Proste? Myślałam o tym ostatnio zwiedzając osiedlowy jarmark wielkanocny. Miejsce dla przypadkowych ludzi, kupujących najchętniej drobiazgi, rzeczy praktyczne i te które umilą Wielkanoc. A tu co? Wyrafinowana biżuteria koralikowa i sutaszowa na specjalne okazje, obrazy, pudełka i skrzynki w decoupage, kapy, kilimy... A koszyczków na święconkę i palm co kot napłakał... Najlepsze obroty miały białoruskie zakonnice z naturalnymi kosmetykami i olejkami na zębów bolenie i kurka stojenie...

No więc wróćmy do ceny. Na jej wysokość składa się wiele czynników. Zbyt niska, może sugerować kiepską jakość i obniżać sprzedaż. Zbyt wysoka zbuduje prestiż, ale nie pozwoli się utrzymać. Zarabia się w końcu na obrocie, a nie na samej cenie. Cena musi też pasować do odbiorcy. Biznesmen odruchowo może cenić biżuterię odpowiednią dla swojej żony wyżej niż pracownik organizacji pozarządowej. To wszystko schematy, niemniej jednak sprzedanie jednej modelinowej torebki za 500 zł per saldo może się mniej opłacić niż sprzedanie 10 wisiorków po 50 zł. Dlaczego? Bo na nie dużo łatwiej znaleźć nabywcę. Nakład na materiał szybciej się zwraca, nie leży zamrożony. Można kupić kolejne materiały i robić dalej. Sęk w tym, by cenę dało się pogodzić z jakością i nie tylko skusić klienta, ale też zachęcić do powrotów. Czyli musi być efektywnie.

Narzędzia


Jak już pisałam najwięcej kosztuje czas pracy. Trzeba więc projektować, planować oraz pracować sprawnie i szybko. Inaczej cena urośnie pod niebiosa i o obroty może być trudno. A to z kolei prowadzi nas do hasła „profesjonalne narzędzia”, a raczej „narzędzia profesjonalisty”. Jakie one są? Na pewno  trwałe. Powinny też przyspieszać pracę. Po to są właśnie maszynki z silnikami, dobrej jakości wykrojniki, gilotyny i narzędzia ze stali nierdzewnej itd. Często nie są to wcale narzędzia do modeliny (np. struny do fortepianu, wysokiej jakości obieraczki do jarzyn, maszynki do makaronu dla restauracji). Wcale nie muszą też wykluczać innych pomocy. Do każdego profilu pracy – millefiori, figurki, biżuteria – znajdzie się jednak coś odpowiedniego. Można działać bez nich, ale one zdecydowanie ułatwiają utrzymanie się.

Co jeszcze? Taki sprzęt nie może ograniczać. Gotowe szablony, matryce i stemple to cudze projekty, i można zarabiać wykorzystując je tylko, jeśli ma się na to licencję. Kiedy rękodzieło ma służyć utrzymaniu, warto inwestować nie tyle w bajery w rodzaju gotowych form (ewentualnie w silikon, by stworzyć własne), co w solidne przyspieszacze pracy. Dobra miniwiertarka da tu więcej niż najcudowniejsze nawet tekstury. Ważna jest też jakość. Dobrze więc przed zakupami zrobić solidne rozeznanie . Jeśli plastik, to taki by nie reagował z modeliną. Jeśli wykrawacze to najlepiej bezszwowe lub lutowane. Jeśli szablony to metalowe lub plastikowe, a nie kartonowe. Ceny najlepszych narzędzi często wydają się niedorzeczne, ale to i tak się opłaca.


Bardzo często ludzie pierwszy raz stykający się z jakimś materiałem lub techniką uważają, że to świetny sposób na zarobienie kokosów i już widzą się z zarobioną kasą w ręku. Można próbować. Ale prawda jest taka, że by zarabiać na rękodziele trzeba mieć dobry produkt i umieć pracować na tyle sprawnie, by koszt stworzenia prac, pozwalał je sprzedawać. To oznacza konieczność doskonalenia techniki i organizacji pracy. Jeśli ktoś narzeka, że czyszczenie maszynki po każdym kolorze podbija koszty, prawdopodobnie musi przeorganizować proces. Trudne, prawda? Ale są przykłady, że da się.

A póki co: Modelina moje hobby

2 komentarze:

Zostaw parę słów. Póki modelina surowa, wszystko się przyklei ;-)