wtorek, 2 lutego 2016

Kamień czy nie...?

Jakoś dobrze mi, kiedy pracuję z prostymi formami. Czas więc opowiedzieć, co się urodziło dzięki śniadaniu na trawie  i przypadkowej rozmowie.

Którejś wakacyjnej soboty wpadłam na olsztyński targ śniadaniowy. Przesympatyczna impreza. Wśród zieleni, nad niewielkim jeziorkiem. Drzewa, krzaki, trzciny, drożdżówki, kawa, miód, brodaci masażyści... Wszystko to w parku, a właściwie na skwerze. Skwer nosi imię obrońców wolnego Tybetu (choć gdy jeszcze był parkiem, zwał się "parkiem ORMO" :-) ), a jeziorko wszyscy nazywają Czarnym. I tak mniej więcej na środku tej sielanki przycupnął namiot Centrum Sztuk Wizualnych MOK. Na sznurkach powiewały całkiem już suche batiki, a na straży czuwała Marta. Zaczęłyśmy rozmawiać i jakoś zeszło najpierw na modelinę, a potem na warsztaty, a potem to już się jakoś potoczyło.

Jakoś bardzo szybko wpadł mi do głowy pomysł na wisiorki, które mimo dość prostego wykonania zaskakiwałyby. Czym? Efektem nie pasującym do potocznych wyobrażeń ani o modelinie, ani o kamieniu, ani o żadnym innym medium. Lekkością. Oryginalnością. Chciałam też by dawały każdemu mierzącemu się z materią szansę na uzyskanie czegoś niepowtarzalnego.

I tak powstały te "lentilki" - prace przykładowe do warsztatu. Sam warsztat odbył się w najpiękniejszej secesyjnej kamienicy Olsztyna (Naujacka), tuż za cudownym piecem kaflowym, w towarzystwie fantastycznych kobiet. Ale to już zupełnie inna historia...




2 komentarze:

  1. Bardzo ładne :) Zawsze chciałam coś takiego umieć

    OdpowiedzUsuń
  2. Dziękuję i naprawdę nic straconego. Może kiedyś spotkamy się na jakimś warsztacie. A może sama odkryjesz, jak zrobić coś takiego!

    OdpowiedzUsuń

Zostaw parę słów. Póki modelina surowa, wszystko się przyklei ;-)