Jakoś dobrze mi, kiedy pracuję z prostymi formami. Czas więc opowiedzieć, co się urodziło dzięki śniadaniu na trawie i przypadkowej rozmowie.
Którejś wakacyjnej soboty wpadłam na olsztyński targ śniadaniowy. Przesympatyczna impreza. Wśród zieleni, nad niewielkim jeziorkiem. Drzewa, krzaki, trzciny, drożdżówki, kawa, miód, brodaci masażyści... Wszystko to w parku, a właściwie na skwerze. Skwer nosi imię obrońców wolnego Tybetu (choć gdy jeszcze był parkiem, zwał się "parkiem ORMO" :-) ), a jeziorko wszyscy nazywają Czarnym. I tak mniej więcej na środku tej sielanki przycupnął namiot Centrum Sztuk Wizualnych MOK. Na sznurkach powiewały całkiem już suche batiki, a na straży czuwała Marta. Zaczęłyśmy rozmawiać i jakoś zeszło najpierw na modelinę, a potem na warsztaty, a potem to już się jakoś potoczyło.
Jakoś bardzo szybko wpadł mi do głowy pomysł na wisiorki, które mimo dość prostego wykonania zaskakiwałyby. Czym? Efektem nie pasującym do potocznych wyobrażeń ani o modelinie, ani o kamieniu, ani o żadnym innym medium. Lekkością. Oryginalnością. Chciałam też by dawały każdemu mierzącemu się z materią szansę na uzyskanie czegoś niepowtarzalnego.
I tak powstały te "lentilki" - prace przykładowe do warsztatu. Sam warsztat odbył się w najpiękniejszej secesyjnej kamienicy Olsztyna (Naujacka), tuż za cudownym piecem kaflowym, w towarzystwie fantastycznych kobiet. Ale to już zupełnie inna historia...
Którejś wakacyjnej soboty wpadłam na olsztyński targ śniadaniowy. Przesympatyczna impreza. Wśród zieleni, nad niewielkim jeziorkiem. Drzewa, krzaki, trzciny, drożdżówki, kawa, miód, brodaci masażyści... Wszystko to w parku, a właściwie na skwerze. Skwer nosi imię obrońców wolnego Tybetu (choć gdy jeszcze był parkiem, zwał się "parkiem ORMO" :-) ), a jeziorko wszyscy nazywają Czarnym. I tak mniej więcej na środku tej sielanki przycupnął namiot Centrum Sztuk Wizualnych MOK. Na sznurkach powiewały całkiem już suche batiki, a na straży czuwała Marta. Zaczęłyśmy rozmawiać i jakoś zeszło najpierw na modelinę, a potem na warsztaty, a potem to już się jakoś potoczyło.
Jakoś bardzo szybko wpadł mi do głowy pomysł na wisiorki, które mimo dość prostego wykonania zaskakiwałyby. Czym? Efektem nie pasującym do potocznych wyobrażeń ani o modelinie, ani o kamieniu, ani o żadnym innym medium. Lekkością. Oryginalnością. Chciałam też by dawały każdemu mierzącemu się z materią szansę na uzyskanie czegoś niepowtarzalnego.
I tak powstały te "lentilki" - prace przykładowe do warsztatu. Sam warsztat odbył się w najpiękniejszej secesyjnej kamienicy Olsztyna (Naujacka), tuż za cudownym piecem kaflowym, w towarzystwie fantastycznych kobiet. Ale to już zupełnie inna historia...
Bardzo ładne :) Zawsze chciałam coś takiego umieć
OdpowiedzUsuńDziękuję i naprawdę nic straconego. Może kiedyś spotkamy się na jakimś warsztacie. A może sama odkryjesz, jak zrobić coś takiego!
OdpowiedzUsuń