sobota, 18 października 2014

Stan zagrożenia

Są momenty kiedy włos jeży mi się na głowie, zapowiadając kłopoty na horyzoncie. Niezawodną zapowiedzią kłopotów jest moja mama myszkująca w mojej biżuterii. Z góry muszę wtedy założyć, że coś co lubię, wyemigruje 250 km od mojej szafy.

Cóż było robić... Na szybko trzeba było ulepić coś, co odwróci uwagę. Na szybko, więc w ruch poszły zapasy półproduktów z ostatnich miesięcy. Części kolorowe to resztki ze spadów z warsztatu z Melanie Muir. Robiłyśmy je na 4 ręce z Edytą Nocarovą, a potem wymieniłyśmy się arkuszami. Dzięki Eduska! Jakby nie patrzeć jesteś współautorką ;-) Technika: głównie za Melanie, choć w kilku momentach doszłam do wniosku, że moje sposoby na te same tematy pasują mi bardziej i działałam po swojemu.

Zrobiłam, poskładałam, spojrzałam i... było strasznie mdło. A czasu brak. No i pomyślałam o pewnej dobrej duszy na horyzoncie i natchnęło mnie do dziurkowania (podziękowania przekazane osobiście ;-) ). Chyba z całkiem przyzwoitym efektem. 

4 komentarze:

  1. Ten czarny tu wygląda jak ze skórki zrobiony... Fajne, choć nie moje klimaty. :-)

    OdpowiedzUsuń
  2. Piękny przykład na to że modelina poddana umiejętnej obróbce z zastosowaniem ciekawej techniki jest biżuterią dla każdego. Moja mama żabek w ucho nie założy ale taki wisior pewnie sprawiłby jej przyjemność. Dziurki ^.^

    OdpowiedzUsuń
  3. Dzięki!

    Ja też z doświadczenia wiem, w którym momencie moja mama zaczęła intensywniej dobierać się do moich prac ;-)

    OdpowiedzUsuń
  4. To ja postrach twojej biżuterii! Noszę ją z dumą!!!! Mam

    OdpowiedzUsuń

Zostaw parę słów. Póki modelina surowa, wszystko się przyklei ;-)